Milani matowe pomadki w odcieniu nude

 

Przyznam otwarcie, że o wiele częściej buszuje po platformie Pinterest niż po Instagramie. Owszem Instagram jest fajny, bardzo wciąga, bo to nie tylko inspirujące fotografie, ale też pewnego rodzaju foto-pamiętniki, można podglądnąć co u znajomej/znajomego lub u znanego aktora/aktorki/piosenkarki. W każdym razie jedno jest pewne – Instagram ma moc, ale takim moim generatorem potrzeb jest Pinterest. O wiele łatwiej mi jest wyszukać to, co akurat potrzebuję, czy to swatch pomadki, błyszczyka lub inspiracja pokoju dziennego, ewentualnie zainspirować się stylizacją. Takie zdjęcia można nie tylko polubić, ale również zapisać sobie i to nie kosztem pamięci telefonu, tylko na swoim profilu. To dla mnie mega ważne, bo mój telefon wciąż jest zapchany, i muszę co chwilę kasować fotki, bo same aplikacje i tak mało zajmują pamięci. Przez to nie pamiętam, kiedy ja ostatnio aktualizowałam iOS..

 

Pinterst o wiele bardziej i dłużej wciąga niż IG, bo tu przelecisz szybko po zdjęciach, parę polubisz i wychodzisz. Poza tym na Pinterest lepiej wygląda selekcja, po wyszukiwanym słowie o wiele sprawniejsza jest sugestia zdjeć. Na Igu często po wyszukiwanej frazie nie zjaduję właściwie nic odkrywczego, co by wzbudziło ciekawość, szybko scroluję w dół i co? Po wpisaniu hashtaga nudelipstick na 200 zdjeć może jedno wyhaczę, które zwróci moją uwagę, a reszta? Lipa. Zamykam apkę i otwieram P.

 

Tak, to dzięki Pinterest stałam się szczęśliwą posiadaczką pomadek firmy Milani. Marka znana mi głównie z zagranicznych blogów, gdzie główne prezentowane są zazwyczaj cienie – zjawiskowe kolory i mega pigmentacja. Kiedyś było bardzo cieżko namierzyć Milani w polskich drogeriach internetowych. Teraz są na wyciągnięcie ręki. Kupiłam dwie w odcieniu nude. Z jednej jestem mega zadowolona z drugą mam problemy.

 

pomadki w odcieniu nude

 

 

Zacznę od Matte Innocence. To przepiękny, cielisty kolorek z odrobiną brzoskwiniowej jasnej różyczki. Pigmentacja jest bardzo dobra, kolor intensywny, ale niestety pomimo trwałości pomadka nie wygląda zachwycająco na moich ustach. Rozwarstwia się i należy nałożyć kilka warstw, by idealnie pokryć usta kolorem.

 

Z kolei ta druga – Matte Naked wygląda fenomenalnie. Nie sprawia mi żadnych kłopotów. Kolor jest nasycony, usta wyglądają na pełniejsze, a i sam odcień jest znacznie ciekawszy od poprzedniego – bardziej wyrazisty. Z trwałości również jestem bardzo zadowolona. Bardzo przypomina mi pomadki z Maca.

 

Czy kuszą mnie kolejne kolory? Na razie nie, za to chętnie przyjrzałabym się różom, bronzerom oraz konturówkom tej marki. Nawet mam już jedną upatrzoną.