Touche Éclat Le Teint | Yves Saint Laurent

 

Tak jak trendy w modzie się zmieniają, tak identyczną tendencję można odnotować w świecie kreatorów makijażu. Jeszcze do niedawnał dominował efekt glow, połysk i jedynym miejscem, któremu przysługiwał mat były usta. Rok 2018 niesie ze sobą fantastyczne zmiany w kwestii makijażu oka. Będzie dużo połysku, metalicznych kolorów, brokatowych iskierek, migocących drobinek, świecących kresek i mnóstwa ognistych odcieni po charyzmatyczne kolory.

 

Głównym wyznacznikiem tego szaleństwa będzie własna interpretacja odwagi, wyobraźni i wyczucia. Wszystko, co przygaszone, stonowane idzie w odstawkę i dlatego dobrze w takim momencie przypomnieć sobie o takich podkładach, które mogą stanowić idealne tło do takiej oprawy. Dodatkowy połysk nie będzie dobre harmonizował. Ważny jest balans. Szaleństwo kolorów na powiekach i nowy wymiar rozświetlającego podkładu, którego definicja teraz brzmi – świeżość i promienny efekt na skórze. Jak Wam się podoba ta wizja? Pierwszym takim podkładem, który spełnia powyżej wymienione wymogi jest Touch Eclat od YSL, ale jeszcze 5 lat temu tak nie było…

 

 

Stara, a nowa wersja podkładu Touch Eclat

Doskonale pamiętam poprzednią wersję tego podkładu YSL. Był bardziej mokry, przez to dawał wrażenie bardziej nawilżającego, który z cerą mieszaną i mieszaną w kierunku tłustej mógł nie do końca mógł ze sobą współgrać. Zmianie uległ również filtr, z 15 SPF zwiększono go do 22 SPF, co już daje znacznie lepszą ochronę przeciwsłoneczną. Na korzyść nowej wersji jest również trwałość oraz to, że nie wymaga pudrowania jak poprzednik. Ponadto poprzedniej wersji zarzucałam wrażenie lepkości, w ulepszonej uż tego nie ma. 

Przejdźmy zatem do szczegółów, jakie odczucia pozostawia po sobie nowa wersja Touch Eclat.

 

 

Wrażenia

Trwałość i nienaganne krycie to pierwsze jego zalety, które można mu przypisać od pierwszej chwili jego użycia. Podobnie jak lekkość i całkowita niewyczuwalność skłania mnie do wydania mu bardzo dobrej rekomendacji – pod warunkiem, że użyjemy tylko jednej warstwy. Jednak aby uzyskać wspomniane dobre krycie nie wystarczy użyć tylko jednej porcji podkładu, lecz dwie. Z tego powodu warto przypudrować go czymś niezwykle lekkim, bo w innym przypadku skóra – zwłaszcza mieszana w kierunku tłustej – może dość szybko zacząć się przetłuszczać. Jeśli jednak komuś przydarzy się, że w ciągu dnia będzie widoczne sebum, proponuję najzwyczajniej w świecie odcisnąć je chusteczką lub specjalnym papierkiem matującym i będzie po sprawie.

 

Konsystencja podkładu jest delikatna, nieco kremowa. Zapach przyjemny, aczkolwiek dość intensywny. Touch Eclat nie podkreśla suchych skórek, nie uwydatnia drobnych bruzd ani linii mimicznych. Nie wymaga  użycia wcześniej bazy pod makijaż, jednak zastosowanie mocno nawilżającej porcji kremu byłoby wskazane. Lepiej się rozprowadza na takiej powierzchni. Nie zapycha, ale po każdym demakijażu dobrze jest zrobić dodatkowo peeling skóry, gdyż w porach twarzy może gromadzić się minimalna jego ilość. Na szczęście nie jest to regułą.

 

Touch Eclat KLIK

 

Aplikacja

Touch Eclat proponuję nakładać tylko pędzlami oznaczonym typu cover, np. Zoeva 116/ Teardrop cover, Make up for ever #108 lub gąbką Beauty Blender. Wszelkie pędzelki typu duo fibre nie zdadzą egzaminu

 

Cena – od 172 zł, do kupienia np. tutaj – klik.

 

 

Do makijażu twarzy użyłam: Touch Eclat #B 30, Meteorites Guerlain #Rainbow Pearsl, korektor pod oczy Burberry Cashmere Concealer. Makijaż oczu: Eye & Brow Maestro 01 Giorgio Armani, Eyes To Kill #34 GA, Eyes To Kill #2, paletka cieni Couture Variation Tuxedo YSL, maskara EYEKO Lash Alert. Usta – Liquid Lip Velvet Burberry #Fawn Rose.