Maskara MAC In Extreme Dimension – co to znaczy?
– Maskara tylko dla cierpliwych, nie spieszących się, lubiących gładzić swoje rzęsy powooooli i starannie.
O co chodzi z tą maskarą, że podczas pierwszych testów w sklepie, tak mnie zachwyciła, że od razu zdecydowałam się kupić..? Otóż dostałam do wypróbowania nową jednorazową szczoteczkę, którą ze względów higienicznych, wizażystka nabrała na nią tusz i podała mi do przetestowania. Malowanie nią było powolne, staranne wyczesywanie i efekt jak na jedną warstwę był od razu spektakularny. To mnie przekonało od razu do zakupu. Poprosiłam również o taką jedną szczoteczkę do rozczesywania rzęs na wypadek sklejenia, to był bardzo dobry ruch, bo teraz używam jej za każdym razem. Nie wiem co jest do końca z tą maskarą. Używam jej codziennie od tygodnia, i nie umiem nabrać wprawy, być może też powinna „poleżakować” jak ta z Givenchy ( Hola OLA – dzięki!).
Tusz nie nabiera się równomiernie, kolejne kilka sekund muszę poświęcić na to, żeby nadmiar ze szczoteczki usunąć o krawędź opakowania. In Extreme dimension należy malować ruchem zygzakowatym, ja robię nieco inaczej, najpierw lekko muskam same końcówki rzęs, a potem zbliżam się w kierunku nasady. Może kiedyś dojdę do większej wprawy, opakowanie zawiera aż 13 ml tuszu, więc mam sporo czasu na naukę posługiwania się tą maskarą MACa.
Jak już uporam się z wymalowaniem, podoba mi się efekt, rzęsy są bardzo wyraźne. Na zdjęciach bardzo trudno jest uchwycić efekt, ale rzęsy są kruczoczarne i sięgają prawie pod łuk brwiowy. Podkreślone są tak mocno, że można pomyśleć, że właśnie stosowałyśmy kurację Revitalashem 🙂
Efekt utrzymuje się do końca dnia w niezmienionym stanie, nic się nie kruszy, nie piecze. Wszystko gra.
Problemem dla mnie jest tylko posługiwanie się szczoteczką, chciałabym, żeby aplikowanie było tak proste jak przy maskarze Armaniego Eyes to kill excess.
Zmywanie – bez problemu.
Cena 95 zł.