Kolejna garść szybkich recenzji produktów, które dobiły dna. Nie przeciągając dłużej wstępu, przejdę od razu do konkretów.
Żele pod prysznic #Bath & Body Works to faworyci od pierwszego użycia. Marka uwielbiana jest przez całą moją rodzinę. Co do jakości cała blogosfera nie ma żadnych wątpliwości. Jedynie o czym mogę wspomnieć od siebie, to zapach Wild Madagascar Vanilla nie przypadł mi szczególnie do gustu. Miał jakąś specyficzną nutę zapachową, która mnie lekko irytowała. Jednak mojej Oli zapach przypasował, i pomogła mi skończyć go szybciej. Za to SENSUAL #AMBER to rarytas dla miłośniczek zapachów typu Flowerbomb. Bardzo polecam. Ogromnie żałuję, że sklepów Bath&Body Works nie ma ani we Wrocławiu, ani w Trójmieście.
Bardzo cenię sobie naszą polską firmę #Jeleń. Lubię ich mydełka, płyny pod prysznic, płyny do prania, żele do higieny intymnej, jednak do żelu do mycia twarzy nie przekonali mnie. Jest zbyt słaby w oczyszczaniu i pozostawianiu cery gładkiej. Poza tym jest bardzo wodnisty, dlatego jako posiadaczka cery dojrzałej, ten żel bardziej mogę polecić nastolatkom, które nie mają jeszcze ogromnych oczekiwań od produktów do cery tłustej i trądzikowej. Ogromny plus za delikatny skład.
To kolejna polska marka, której warto się przyjrzeć – #JADWIGA. Do mycia cery sprawdził się na piątkę z plusem. Tak jak lubię, zostawia cerę tak czystą, że wygląda jak wypolerowana. A do tego nie powoduje ściągnięcia skóry twarzy. W składzie znajdziemy olejek z drzewka herbacianego. Skład tego delikatnego żelu jest bardzo prosty: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Betaine, Cocoamide DEA, Cocoamidopropyl Betaine, Citric Acid, Melaleluca Alternifolia Leaf Oil, Sodium Chloride, DMDM Hydanton. Cena to tylko 24 zł za 200 ml. Ja kupuję w sklepie MadRic.pl
Ogromnie, ale to bardzo żałuję, że ten żel Sephora wycofała, i nie będę już miała możliwości ponownego zakupu. Liczę, że podczas wyprzedaży, jaką #Sephora szykuje od 2 lipca, gdzieś w gąszczy produktów ten żel uda mi się jeszcze kupić. Świetnie radził się sobie z utrzymaniem porządku i czystości na twarzy. Niedoskonałości potrafił utrzymać w ryzach i stosowanie maseczek oczyszczających nie było potrzebne tak często, jak teraz bez tego żelu. Jego ogromnym plusem była końcówka w postaci silikonowej szczoteczki, która pięknie doczyszczała cerę z zaskórników. 150 ml kosmetyku zużyłam w 6 miesięcy.
Kolejny mój ulubiony produkt, którego już nie uraczę w perfumerii. Upolowanie Miss Dior Cherie graniczny z cudem, jednak fanki tego zapachu powinny mimo wszystko zachować czujność i nie tracić nadziei, bo tym sposobem udało mi się kupić dwie pojemności 50 ml i 100 ml. Nie ma drugiego takiego pięknego zapachu, a aktualne Miss #Dior to już bardziej wytrawniejszy szypr od słodkich Cherie.
Ange ou Demon Le Secret EDP to jaśminowa herbatka z owocami żurawiny. Mam hopla na punkcie każdej wersji. Trwałość na mojej skórze jest znakomita. Wielkimi krokami zbliża się recenzja Ange ou Demon, ale w innej odsłonie.
Rewelacyjny szampon – #RADICAL med. Działa zgodnie z obietnicami. Różnica sprzed stosowania, a tym co jest teraz jest mega pozytywnie zaskakująca. Włosy naprawdę szybciej odrastają i przede wszystkim ich wypadanie zmniejszyło się wg mnie o 90%. Nie jest drogi, kupicie go w Superpharm nawet za niecałe 8 zł, jeśli akurat jest w promocyjnej cenie. W regularnej będzie kosztował ok 11-13 zł.
Ten koncentrat to prawdziwa petarda dla włosów. Pomógł zagęścić włosy do takiego stopnia, że myśl o ewentualnym zagęszczaniu przeszła mi w momencie zauważenia efektów. Moje włosy kiedyś bardzo ucierpiały po kuracji diklofenakiem, którego musiałam stosować w celu uśmierzenia bólu podczas rwy barkowej. Włosy wypadały garściami. Po przeczesaniu szczotka była w opłakanym stanie. Koncentrat wszystko naprawił. Myślę, że z powodzeniem mogą go stosować kobiety tuż po urodzeniu dziecka, jak i panie po chemioterapii. Jest im szczególnie dedykowany.
A o to mój ulubieniec wśród gamy podkładów marki #LANCOME – Miracle Air De Teint. Bardzo lekki, choć nie brakuje mu mocy krycia. Taki mały retusz w płynie. Produkt starcza na 2 miesiące używania. Kiedyś więcej o nim napiszę.
Ta mała próbka #TEINT Couture marki #Givenchy zaowocowała zakupem pełnowymiarowego opakowania. To kosmetyk, który warto wypróbować, szczególnie przez osoby z rozszerzonymi porami. Duży plus za posiadanie dobrego filtru oraz gamę kolorystyczną.
Nie nadaję się do stosowania takich produktów. Powiem Wam szczerze, po zastosowaniu na twarz, doszłam do wniosku, że on wcale się tam nie nadaje. Cera wygląda na zmęczoną skórę słońcem z plamami, a rozszerzone pory były jeszcze bardziej widoczne. Zużyłam na dekolt i ręce. Jego pojemność to tylko 15 ml.
Moja ulubiona od lat pasta DENIVIT #White & Brilliant. Używana razem z soniczną szczoteczką do zębów działa cuda. O wybielaniu zębów i usuwaniu kamienia nazębnego można już zapomnieć.
Łagodny płyn micelarny i tonik w jednym marki #Tołpa to dla mnie prawdziwy hit. Wrócę do stosowania na pewno, bo jego moc oczyszczania jest fenomenalna. Działa na brud wręcz jak magnez. Jego cena jest bardzo przychylna. Dodatkowo jego wydajność przekonała mnie, że na dzień dzisiejszy nie ma lepszego płynu micelarnego od tego.
Mgiełka brązująca marki Sephora, to jeden z moich ulubionych samoopalaczy. Już w chwili nałożenia nadaje subtelny koloryt opalonej skóry, jednak nadmierne stosowanie powoduje wysuszenie jej, i może doprowadzić do niekontrolowanego drapania. Odcień opalenizny utrzymuje się do 5 dni. Schodzi bardzo równomiernie poprzez stopniowe blaknięcie. Opakowanie starcza na 4 miesiące. Wyjątkowo łatwy w aplikacji.
Pierwsze zetknięcie z marką #ORIENTANA zaczęło się od zakupu pudełka #BeGlossy. Była to dość spora miniatura, która skończyła mi się po tygodniu stosowania. Nawilżenie oraz jaki zapach zostawiał oczarowało mnie na tyle, by skusić się na zakup. I wtedy czar prysł. Pełnowymiarowy balsam w kostce był znacznie trudniejszy w rozsmarowaniu. Poza tym zapach stał się nieco drażniący. Świetnie opisała go Magda z bloga Szpinakożerca. Na początku byłam zaskoczona jej opinią, ale teraz przyznaję jej stu procentową rację. Zajrzyjcie do niej i poszukajcie recenzji, jeśli jesteście ciekawe.
Dość sporą próbkę tego kremu dostałam po zastosowaniu u dermatologa peelingu kwasami tca. Bardzo dobrze się sprawdził w roli nawilżacza. Działał bardzo kojąco, aczkolwiek czułam, że w składzie muszą być silikony, co mnie nie przekonało do zakupu pełnowymiarowego opakowania.
BIOTHERM Blue Therapy to bardzo dobra seria nawilżająca. Na uwagę szczególnie zasługuje krem. Świetnie sprawdza się stosowany pod makijaż, jako krem na noc, , a także w roli maseczki. Co do olejku w żelu nie jestem do końca przekonana, czy ten produkt jest aż tak wart uwagi jak wersja kremowa.
Co do peelingu #NOURISHING miałam bardzo duże oczekiwania. Byłam pewna, że dołączę do fanek tego produktu, ale niestety nie spełnił moich oczekiwań. Przekonana o mocy i jakości produktów #ORGANIQUE myślałam, że ten produkt ich przebije. Niewygodne, szklane i ciężkie opakowanie, nie daj Boże by Wam wypadło z rąk i upadło na stopy podczas kąpieli pod prysznicem. Drapacz z niego mało przyjemny, jego cukrowe kryształki szybko przemieniają się w pianę, która nie pozostawia żadnego zapachu tuż po skończonej kąpieli. Mało wydajny i drogi.
A ten peeling z Avon kupiłam z czystej ciekawości, czy produkty tej marki stały się lepsze jakościowo po 10 latach od zaprzestania ich używania. Zachęcona opisem chciałam poznać, czy ten peeling jest wart regularnego kupowania. Nie jest wart. Ani to peeling, ani to żel pod prysznic. Nie pozostawia zapachu na skórze. 200 ml zużyłam go w 5 dni, chcąc zobaczyć jakiekolwiek efekty, o których przeczytałam w katalogu. Szkoda wydania na niego nawet złotówki.
Podsumowując: 6 produktów z powyższych mam w planie nadal kupować, są to żele pod prysznic Bath&Body Works, szampon oraz koncentrat RADICAL med, pasta do zębów DENIVIT oraz płyn micelarny Tołpa. Szczególnie je Wam polecam.