Kolekcja cieni Sound of Beauty | Artdeco

 

Ogromnie cenię sobie znakomitej jakości cienie do powiek. Oczekują, że mają być tak dobre, że nie będzie im potrzebne wsparcie bazy pod cienie w celu podbicia koloru lub przedłużenia ich trwałości. Nie zawsze lubię je nakładać na mokro, żeby były w jakimkolwiek stopniu widoczne. Zależy mi, by operując cieniem makijaż właściwie robił się sam. To tak w cudzysłowiu. Chodzi mi o to, żeby cień od najdelikatniejszego muśnięcia pędzlem był praktycznie gotowy.I bez żadnych przygotowań. Zero bazy, żadnych wcześniej kredek ani nakładania na morko. Bez żadnych kompromisów. 

 

 

Połączenie muzyki klasycznej i nowoczesnej stało się inspiracją dla jesiennej kolekcji marki ARTDECO – Sound Of Beauty. Wyjątkowy mix stylów muzycznych znalazł odzwierciedlenie w świecie makijażu, dzięki opakowaniom ozdobionym motywem nut na kwiatowej pięciolinii.

 

 

W niniejszym  wpisie zaprezentuję i opiszę jak sprawdzają się aż 3 kolory cieni z tej kolekcji oraz pomadka w nietypowym złotym kolorze, która również mnie zaskoczyła i to od niej zacznę swoją opinię.

 

 

 

Artdeco Perfect Color Lipstick

 

Dawno nie miałam w swojej kolekcji kosmetyków (mini perfumerii) złotej pomadki. I nie jest to odcień przypominający bazarowe złoto kupione gdzieś na niedzielnym targowisku. Jej kolor określiłabym jako stonowany nude z opalizującą miedziano-złotą poświatą. Nie ma mowy, żeby sklasyfikować ten kolorek jako tandetna perła. Mało tego, pomadek w tym odcieniu jest naprawdę znikoma ilość na rynku kosmetycznym. Prędzej można znaleźć złotą pomadkę z iskrzącymi drobinkami, której kolor gdzieś znika, a na ustach można jedynie doliczyć się paru brokatowych iskierek.

 

Pomadka do ust Artdeco Perfect Color Lipstick (4 g/49,9 zł) oznaczona symbolem 73A sandstone posiada niezwykle gładką konsystencję, co pozwala na jej równomierne rozprowadzenie. Zawiera nawilżające woski i olejki, które pozostawiają usta jedwabiście gładkie – tak brzmi opis na opakowaniu. Zgodzę się z nim w 100%. Faktycznie pomadka świetnie nawilża usta, pięknie pokrywa je kolorem i jest bardzo komfortowa w noszeniu. Jej trwałość również jest bardzo dobra.

 

Sound of Beauty – cienie do powiek

W kolekcji Sound of Beauty znalazły się 4 cienie do powiek, ja mam 3:

  • #158 mahoniowy brąz,
  • #202 opalizujący lniany popiel,
  • #224 opalizujący, rozbielony krem.

 

Wszystkie te trzy kolorki są idealne do stworzenia przepięknego makijażu oczu. Od subtelnego dziennego z wykorzystaniem jednego z nich, po uzyskanie efektu glamour na wieczorne wyjście. Moim faworytem okazał się mahoniowy brąz w towarzystwie ciemnych ust.

 

 

Poniżej na zdjęciu mam klasyczny, dzienny makijaż z wykorzystaniem cienia oznaczonego symbolem #202. Dodatkowo obrysowałam górną i dolną linię wodną oka, co stale podkreślam czarnym cieniem Laura Mercier. Rzęsy wytuszowałam maskarą Eyes to Kill GA. Na ustach pomadka Artdeco #Sandstone. Użyty podkład to sztyfr MUFE HD Ultra, puder Shiseido Sheer an Perfet oraz puder transparenty Make-up Studio oraz korektor pod oczy Smashbox Studio Skin.

 

W kolorach klasyki

Te cienie to gwarancja udanego makijażu. Nakłada się je z ogromną przyjemnością tworząc efekt, o jaki mi chodzi. Mogę stworzyć bardzo subtelny, delikatny make up delikatnie obrysowując dolną powiekę ciemnym  cieniem lub nałożyć jasny na całą powiekę, a ciemny jedynie w załamaniu powieki. Całość przepięknie stapia się ze sobą i mam przez chwilę wrażenie, że jestem jak Magdalena Pieczonka. Makijaż tworzy się w okamgnieniu. Nie potrzebuję używać do nich bazy, nie muszę wcześniej rysować kreski kredką, żeby stworzyć wyjątkowy i elegancki makijaż. 

 

Poniższy makijaż to propozycja na wieczór lub na specjalną okazję. Użyłam dwóch cieni – #224 na całą powiekę, a #158 na dolną powiekę oraz w załamanie górnej. Na ustach mam konturówkę, której użyłam również w roli pomadki. Jej miękkość pozwoliła mi nie tylko precyzyjnie obrysować usta, ale także pokryć ich całą powierzchnię. Dla zainteresowanych to Lip liner To Go Sephora #05 Deep Aubergine. Genialna. Na twarzy mam podkład Make-up Atelier, korektor Smashbox Studio Skin, bronzer Benefit Hoola oraz róż Dandelion.

 

 

Ten sam makijaż oczu, ale tym razem z pomadką Sandstone. Myślę, że obie wersje są tak samo dobre. 

 

 

 

To moje pierwsze zetknięcie z magnetycznymi cieniami tej marki i jestem nimi oczarowana. Polubiłam je za genialną pigmentację, łatwość w nakładaniu i rozcieraniu, możliwości tworzenia różnych wersji makijażu oczu i bardzo dobrą trwałość. Aczkolwiek wieczorem cienie tracą na swym intensywnym kolorze, ale pomimo braku bazy to i tak uważam, że spisują się rewelacyjne. 

 

Która wersja makijażu podoba Wam się najbardziej?