Gravitymud | GLAMGLOW

 

Perfumeria Sephora spontanicznie co jakiś czas oferuje do zakupów online zestaw mini produktów. Ostatnio była oferta bodajże kosmetyków Smashbox, wcześniej marki Givenchy. Informacja na ten temat widnieje zazwyczaj na górnym pasku strony – jasno i czytelnie. Próg zakupowy jest zawsze ten sam i raz to dotyczy zakupu produktów konkretnej marki, a raz panuje pełna dowolność. W przypadku tej drugiej opcji, zakupy zaczynam brać pod uwagę, ale tylko pod warunkiem, że faktycznie warto zainwestować dla samych miniaturek.

 

Owe kilka miniaturek nie nazwałabym Sephora boxem, w którym to dla porównania znajduje się aż 10, a czasem i 12 kosmetyków w mini opakowaniach, jest to zwyczajny zestaw 3 sporych próbek, które pozwalają na bliższe poznanie kultowych lub najnowszych produktów danej marki.

 

 

Któregoś pięknego dnia pojawiła się oferta z pielęgnacją GlamGlow. Dokonanie zakupu za 150 zł nie stanowiło problemu, miałam w planach zakup samoopalacza Vita Liberata. To była właściwie doskonała okazja, by przyspieszyć zakup i nie czekać na Dni Vip w perfumerii Sephora i zniżkę 20%. Po ekspresowym otrzymaniu przesyłki, w osobnym pudełeczku znalazłam między innymi fioletową maseczkę GlamGlow Gravitymud, której byłam ogromnie ciekawa. Jej pojemność bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, to aż 15 gram produktu – dokładnie tyle samo, co pojemność, którą się sprzedaje w formacie podróżnym za 79 zł. 

 

 

Jak producent opisał maskę?

Rewolucyjna maseczka ujędrnia, wygładza i napina skórę twarzy, szyi i dekoltu. Rewolucyjna formuła, która po wyschnięciu ma śliczny srebrny kolor, łączy w sobie wyjątkowo specyficzne składniki ujędrniające i modelujące kontur twarzy. Po usunięciu maseczki skóra jest gładka, a twarz ma wygląd super sexy.

 

Czy w którymkolwiek fragmencie, opis producenta minął się z prawdą? Weryfikacja to była czysta przyjemność, bo pod każdym słowem mogę śmiało zaznaczyć zaliczone, ale zacznę najpierw od początku. Aplikacja jest dziecinnie łatwa i przyjemna. Po nałożeniu na skórę twarzy srebrnej, lśniącej mazi udaję się do łazienki, by z palców zmyć resztki Gravitymud, a następnie wracam do swoich zajęć, które nie kolidują mi z trzymaniem maseczki na twarzy. W tym czasie maseczka robi swoje

 

Nie piecze, nie ściąga skóry ani nie utrudnia mimiki twarzy. Za pierwszym razem, gdy jej użyłam, miałam wrażenie, że nie ma sensu spodziewać się efektu woow!, a obietnice producenta to po prostu przerost formy nad treścią. I co? Po 30 minutach, według wytycznych, ściągam maseczkę GlamGlow. Na szczęście jest ona typu peel-of i naprawdę na wielką pochwałę zasługuje ten, kto wymyślił tę opcję. Zdejmowanie maseczki to czysta (i sucha) przyjemność. Zero bólu jak to bywa przy czarnej oczyszczającej – Pilaten. Jedynie małe utrudnienia spotykam tylko w okolicach brwi i na bokach twarzy, ale to chyba zrozumiałe. Zwilżonym wacikiem wszystko schodzi jak po dotknięciu czarodziejskiej różdżki.

 

Jak wygląda mój werdykt?

 

 

Opinia

Jestem pełna podziwu dla tej maseczki. Wszystko, o czym zapewnił producent odnotowuje w efektach na swojej twarzy. Przede wszystkim wspomniany lifting tylko delikatnie napina skórę twarzy, za to w okolicach oczu skóra jest przepięknie wygładzona. Zaraz po ściągnięciu Gravitymud, cera nabiera ładnego, ujednoliconego kolorytu bez żadnego śladu zaczerwieniania. 

 

Nie odnotowałam szczególnego oczyszczenia porów z zanieczyszczeń, ale zauważyłam, że twarz nabrała delikatnie satynowo-matowego efektu na skórze. I przede wszystkim wygląda świeżo i promiennie, tak jak lubię. W takiej sytuacji, gdy widzę tak dobre działanie danego kosmetyku, to aż szkoda mi sięgać po podkład do twarzy i przykrywać ją czymś, zamiast tego wybieram odrobinę korektora, np. Benefit Boi-ing Airbrush (klik) oraz puder brązujący Guerlain Sun Trio (klik) w odcieniu Claire, oko trochę podmaluję, machnę usta błyszczykiem i makijaż gotowy.

 

 

 

 

Pozostałe produkty z zestawu GlamGlow

Oprócz maseczki Gravitymud, miałam również okazję wypróbować Glowstarter Mega Illuminating Moisturizer w wersji nude oraz  DREAMDUO Transforming Mask GLAMGLOW do stosowania głównie na noc. Tego ostatniego nie miałam jeszcze okazji porządnie przetestować, a to dlatego, że nie kładę się do snu z kremem na twarzy.

 

Glowstarter Mega Illuminating Moisturizer to przede wszystkim kapitalny produkt, który z powodzeniem może zastąpić bazę pod podkład, zwłaszcza tę rozświetlającą i nawilżającą. Ułatwia rozprowadzenie najbardziej topornego podkładu. Pod wpływem tej pielęgnacyjnej bazy, makijaż uzyskuje jeszcze bardziej promiennego i lżejszego wykończenia. Jednak, aby go stosować zamiast pielęgnacji, to okazuje się zbyt ubogi, mimo, że producent zapewnia drogocenne składniki i substancje odżywcze takie jak witaminy, kwas hialuronowy oraz przeciwutleniacze. Nie sposób też pominąć kwestię zapachu – czyżby to był aromat gumy balonowej dla dzieci Orbit?

 

Dla mnie bomba!