Najnowsze pomadki Givenchy – Le Rouge à Porter są już dostępne w perfumerii. Do wybory mamy 16 odcieni. A każda w mega odjazdowym opakowaniu. Moja jest w odcieniu Rose Aristocrate, w tej majestatycznej nazwie kryje się niewinny kolor delikatnego pudrowego różu . Bardzo lubię pomadki w kolorach nude, jak i te które podkreślają naturalny kolor ust. I ta właśnie jest jest pomiędzy jednym a drugim.
Jedną warstwą nie uzyskam głębi koloru. Muszę z kilka razy przeciągnąć pomadkę na ustach, żeby wydobyć ten kolor, o jaki mi chodzi, i który właśnie poniżej możecie zobaczyć na ustach. Nie jest tak kremowa jak klasyczna Le Rouge, bardziej balsamowa.
Może to wina jasnego odcienia, który wybrałam, bo oglądając pozostałe szminki, i sprawdzając je na dłoni, te ciemniejsze od razu pokazywały swój urok.
Czy zauważyłam jakieś właściwości odżywcze? Tak, z ogromną przyjemnością się jej używa, widząc efekt również pielęgnacyjny ust. Są nawilżone w idealnych proporcjach. Nic się nie rozwarstwia, a kolor utrzymuje się tak samo długo, jak kremowe pomadki Le Rouge.
Jakieś minusy? Owszem, pigmentacja mogłaby by być mocniejsza, tak, żeby aplikacja była raz, a dobrze:)
Cena dość skandaliczna – 149zł
Do kupienia w perfumerii TU
Dajcie znać, kto jeszcze skusił się na tą pomadkę i koniecznie wrzućcie linka recenzji w komentarzu, jeśli ją opisałyście na swoich blogu.
Na zdjęciach makijaż mam wykonany kosmetykami pokazanymi poniżej:
Podkład Dior Nude Air #10, puder Dior Nude Air #20, bronzer Air Nude #001, rzęsy Diorshow Mazimizer oraz Benefit Roller Lash, Kreska Rouge Bunny Rouge Lacquer, kredka G.A. Smooth Silk, cień z palety Smashbox, Pomadka Givenchy Le Rouge a Porter #201.