YSL Manifesto L’ELIXIR

 

Ten zapach to idealne odzwierciedlenie słodyczy, którą emanuje kobieta zalotna, pełna kokieterii i uwodzących wdzięków. Te perfumy to sygnał dla męskiego otoczenia: Jestem kobietą, w której się zakochasz. Pokochasz mnie za samo istnienie. Jestem Twoim przeznaczeniem.

L’Eliksir może być również bronią wycelowaną we własne kolano, jeśli źle się nią obsłużysz. Nie wskazane jest obfite użycie, bo inaczej możesz wysłać całkiem inny przekaz: Jestem modliszką i ukatrupię cię choćby tym zapachem. Dlaczego tak cienka istnieje granica pomiędzy prawdopodobnymi reakcjami? Tu ilość ma ogromne znaczenie. Pachnąc jedną kroplą wymierzoną w Twój kark lub – jeszcze lepiej dekolt otoczysz się aurą tajemniczej woni, która będzie dla otoczenia zagadką. Coś będzie ciągnęło w Twoją stronę, ale nie odrzuci. Słowo eliksir ma tu bardzo istotne znaczenie. Zapach jest bardzo mocny i jego moc najlepiej wyraża się w pojedynczej aplikacji.

 

Manifesto L’Eliksir to początek lukrowej postaci wanilii z cukrem. Znam to z Hypnose od Lancome. Wręcz jest identycznie, ale perfumy nie spoczęły na byciu słodkim ulepkiem. Zapach nagle przeistacza się w coś cytrusowego. Stało się coś nieprzewidywalnego. Zawsze bywało na odwrót – z owoców w słodycz, a tu ze słodkiej wanilii na orzeźwiającą bergamotkę. Lubię, gdy perfumy potrafią mnie tak zaskoczyć. Jak w filmach często można  odgadnąć dalsze losy bohaterów, tak w perfumach istnieje pewien wątek do przewidzenia, ale nie tu.

 

Yves Saint Laurent wie, że kobietę trzeba zaskakiwać. Nie może być nic do przewidzenia, bo inaczej zaczyna się nudno. Perfumy Manifesto L’Eliksir całkowicie wyszły poza schemat. Z waniliowej odsłony przeistoczenie w intensywną bergamotkę, by przez chwilę otrzeć się o kwiaty i spocząć na drzewnym klimacie. Niby koniec, ale ten koniec ma jeszcze długie rozwinięcie. Pojawiają się migawki kwiatów, po chwili robi się słodko, nawet odrobinę za bardzo ,a potem kolejne zamieszanie, bo znowu czuję owoce, a kwiaty gdzieś zniknęły  rozproszone w tle. Co za kalejdoskop przemian. I na koniec wszystko dochodzi do głosu. Manifesto – nic dodać, nic ująć – nazwa pasuje tu idealnie.