Doczekać się nie mogłam świątecznej kolekcji od Giorgio Armaniego. Irytujące jest to, że kolekcja wchodzi na półki, i rozejść się może w ciągu dnia, bo sklep dostaje tylko po 3 sztuki każdego produktu. Dlatego lepiej wcześniej poprosić konsultantkę o cynka na telefon, bo inaczej przyjdzie nam podziwiać tylko produkty z naklejeczką SOLD OUT!
Do wyboru były dwie paletki, jedna z cieniami w tonacji popielatej, druga w beżach i brązie, każda z paletek uzupełniona w błyszczyk i rozświetlacz.
Moim faworytem stała się paletka z szarościami, biały rozświetlacz bardziej przykuwał uwagę, niż stonowany beż z obfitą ilością brokatu, jaki był w drugiej paletce. Obydwa były przeze mnie testowane.
Co do sypkiego pudru nie byłam przekonana, przypominał mi nieco moją bazę rozświetlającą ze smahboxa w odcieniu flash, ale po większym zastanowieniu, dorzuciłam do koszyka również i jego.
Błyszczyki jakie znalazły się w nowej ofercie, nie spodobały mi się na tyle, by je kupić. Ciemne kolory jakie dominowały, wyglądały bardzo niekorzystnie, dodawały wieku, powagi i ujmowały subtelności. Najjaśniejszy kolor wyglądał trupio na ustach, a mocne czerwienie to nie moja bajka.
Co oprócz paletki i sypańca kupiłam..? Podczas testowania cieni ze świątecznej kolekcji, konsultantka pożyczyła mi swój pędzelek do nakładania cieni, i tak mi się spodobał, że musiałam go kupić. Z taką łatwością nałożyłam ciemniejszy kolor w załamaniu powieki, jak dotąd z żadnym pędzlem mi się to nie udało. Cień hybrydowy to również rzecz, którą już jakiś czas temu miałam upatrzoną, wybrałam ten oznaczony cyfrą 4. Z czystej ciekawości wzięłam również cień z firmy Artdeco z nowej kolekcji Glam Deluxe. Nowością w perfumerii Douglas są specjalnie zaprojektowane przez Barbarę Hofmannn pędzle do makijażu – ja wybrałam ten do pudru. Mięciutkie i gęste włosie to jego ogromne plusy, a cena jest dość niewygórowana, bo kosztuje 125 zł.
Konsultantka nie oszczędziła mi próbek, dostałam pełnowymiarowy błyszczyk Armaniego, kilka sporych próbek kremów marki La Prairie, oraz coś do przetestowania na włosy.
Reasumując – jestem bardzo zadowolona z zakupów 🙂
Skupmy się teraz na samej palecie Holiday Collection.
Kształt jak widać, przypomina czapeczkę, jaka królowala na pokazach u Louisa Vuitton.
W środku mamy lustereczko oraz śnieżnobiały rozświetlacz pokryty warstwą drobinek, które znikają po pierwszym maźnięciu.
Pod przegródką z rozświeltaczem kryją się podwójne cienie oraz błyszczyk. Całość uzupełniona w dwa aplikatorki z gąbeczką , by móc być samowystarczalnym w tworzeniu makijażu zabierając ze sobą tylko samą paletkę. Jeżeli chodzi o konsystencję zawartości, to nie ma się do czego przyczepić, cienie są fantastycznie napigmentowane, czerwony błyszczyk nie jest nachalnym kolorem, jest to ta czerwień, na jaką można sobie pozwolić w ciągu dnia. A sam rozświetlacz to już sama bajka, nałożony pod łuk brwiowy, na kości policzkowe, w wewnętrzny kącik oka czy na dekolt, wszędzie będzie wyglądał zjawiskowo.
Minusy? TAK – są! Cena i przede wszystkim mała dostępność. Panie Armani, co tak mało….?
Poniżej zdjęcie z wykorzystaniem paletki.
..a do reszty makijażu przydało się kilka rzeczy ze zdjęcia poniżej: