Black Opium to nowy wymiar definicji narkotycznego zapachu. Nachalnego odurzenia i mroczności nie ma, za to jest słodycz, która pojawia się tylko na chwilę. Zapach przy koreczku obiecuje karmelową woń, którą nie będziemy ubezwłasnowolnione. Czar zaczyna działaś w chwili pierwszych kropel wymierzonych w nasz nadgarstek. Zaczyna się moc czerwonego pieprzu, świdrujący, napawający nasz węch do dalszych doznać zapachowych. I po chwili gaśnie. Pojawia się kolejna fascynacja i zmiana kadru. Owocowe brzmienie? Tak, przez chwilę, by dać się wyłonić wanilii połączonej z kawą – cudowna z nich para, jakże intrygująca! Te szybkie przejścia i kalejdoskop zapachowych nut, to moje pierwsze doświadczenie, jakie dane mi było poznać.
Po chwili, gdy wanilia chowa się za kurtyną, wybija się mocniej kawa, dobra kawa – taka najlepsza, jaką można poczuć w dobrych kawiarniach, bez cienia goryczy. Co za aromat! Z kawy rozwija się drzewo cedrowe. W szoku jestem! Co za wybuchowa mieszanka! Co za doznanie!
I znów po chwili daje o sobie znać różowy pieprz. I na przemian – różowy pieprz gra pierwszą rolę na przemian z waniliową kawą.
Black Opium to taniec – Rumba! Szalenie seksowny, niepokojący, i drażniący zmysły. NIESAMOWITE! Chce się kąpać w tym zapachu!