Balsamiczna, żywiczna nuta intrygującego zapachu Dune zainspirowana wydmami i gorącym piaskiem swoją premierę miała w 1991 roku. Patrząc na nuty zapachowe nie w sposób odgadnąć żadnego z nich. To konstrukcja złożona z kilkunastu składników. Niewątpliwie bardzo ze sobą kompatybilna. Czuję w nich spróchniałe drewno, zamszową woń, bursztynowe kamyczki, zapach jak w grocie solnej i… aldehyd, który tylko w tej wersji działa na mnie jak magnes.
To magia i urok Dune powoduje, że za wspomnieniem lata nie tęsknię.
Wrzesień jest idealną pora, by nim pachnieć. Szczególnie, gdy wieje mocno wiatr, a nie jest jeszcze tak zimno, by okrywać się ciężkimi zapachami. Otula i pozostawia po sobie wizytówkę na bardzo długo. Nie męczy, ale wprawia w oszołomienie i zachwyt jednocześnie. Gra na emocjach, ale nie drażni. Pokazuje czym jest piękno, klasa i przede wszystkim charyzma.
Niewątpliwie jest to zapach dla kobiety, która jest świadoma czego chce od życia. Wie czym jest podjęcie męskiej decyzji, a momenty zwątpienia są jej znane tylko z motywów książkowych, bo nie ma czasu na stanie w miejscu. Dune to zapach dla odważnej, pełnej pomysłów i metod działania wojowniczki, która liczy się ze zdaniem innych ludzi i potrafi zmotywować najsłabsze ogniwo. Jej oblicze to obietnica i potencjał, który nie gaśnie, a jedynie wchodzi na wyższym poziom odpalenia.