Guerlain Rainbow Pearls

 

Meteorites Guerlain – niby tylko takie zwykłe pudrowe kuleczki zmieszane z rozświetlającymi, a mają w sobie to coś. Niby tylko kosmetyk, który cieszy oko, a jednak stale przykuwa moją uwagę w momencie, kiedy pojawia się ich kolejna edycja.

 

Są dwie opinie krążące wokół tego kultowego produktu – rzesze fanek, które na widok zapowiedzi nadchodzącego sezonu kolekcji Guerlain krzyczą OMG! oraz te, dla których kuleczki nie robią wrażenia i mogą dla nich nie istnieć. Jednak trzeba przyznać – Meteorites są kultowym produktem, bo gdyby nimi nie były, nie pojawiały by się kolejne ich wersje.

 

 

 

 

Porównując meteorytki z poprzednich miesięcy, a nawet lat widzę coraz większe zmiany w dobry kierunku. Otóż kiedyś różniły się swoim efektem rozświetlającym. Jedne były bardziej rozbielające, inne za to miały bardzo dużo brokatu, a dziś trend idzie w kierunku woalu – delikatnego pudrowego wykończenia, bardziej naturalnego, a coraz mniej widać iskrzących drobinek. Do niedawna nie zauważałam ich korygujących zdolności, może dlatego, że rzadkością były kuleczki w kolorze pistacji, miodu, wanilii, maliny i mlecznej czekolady. Właśnie takie są  najnowsze RAINBOW PEARLS (239 zł/25 g), które premierę miały w czerwcu tego roku.

 

 

Dopiero po tej edycji widać, że marka postawiła na bardziej subtelny efekt. Teraz wykończenie makijażu jest bardziej matowe i korygujące odcień skóry, a drobinki rozświetlające widać tylko po nałożeniu. Zgrabnie omiatając pędzlem brokatowy pyłek zanika i kończy się na jaśniejszej karnacji i zaniku zaczerwienionej skóry na policzkach. Moim zdaniem jest to najbardziej udana edycja, do której sama się nie przekonałam po samych testach w perfumerii. Być może ktoś rozsypał głównie iskrzące kuleczki i dlatego widziałam sam brokat na dłoni. Owszem, one dają parę drobinek na twarzy, ale efekt jest tak subtelny, a nawet bym powiedziała, że pożądany. W końcu to gwiezdny pył, a nie krzemionka.

 

 

– Jak Wam się podoba..?