Powinnam była już dawno podzielić się swoim doświadczeniem na temat zwalczenia plam pigmentacyjnych, jakie jeszcze rok temu mi dokuczały. Przebarwienia, jakie miałam głównie umiejscowione na czole i na policzkach powstały za sprawą zbyt słabej i krótko stosowanej ochrony przed promieniami UVA i UVB. Ponadto niepotrzebnie zrobiłam w tamtym roku, w kwietniu peeling TCA.
Zdecydowałam się wtedy tylko na jeden zabieg, a pani dermatolog zalecała trzykrotne powtórzenie serii, by osiągnąć oczekiwany rezultat. Jednak ze względu na coraz mocniejsze słońce, które we Wrocławiu lubi mocno o sobie dać znać już w maju, postanowiłam, że wrócę do tematu jesienią. Lekarka zaleciła mi unikać słońca jak diabeł święconej wody i przed jakimkolwiek wyjściem z domu stosować filtr trzydziestkę. Gdy zapytałam, czemu nie 50-tkę, odpowiedziała, że ten mocniejszy filtr jest zwykłym chwytem reklamowym i właściwie to to samo, tylko że tańsze. Uwierzyłam.
Przez całe dwa miesiące po zabiegu, przed każdym wyjściem z domu w czapce i okularach sumiennie stosowałam filtr 30 UVA UVB. Nie pamiętam, jakiej marki wtedy krem zfiltrem stosowałam, ale do końca czerwca była non stop 30-tka. Pewnego razu mocno przyjrzałam się mojej skórze i zobaczyłam, że na czole jest pełno małych plamek tworzących dość mocno zlewającą się w całość plamę i mocno mnie to przeraziło? Ja i plamy? Czy to wiek? Co robię źle? Czy przypadkiem ten filtr nie jest za słaby? No jasne, był za słaby.
W lipcu kupiłam sobie bazę będącą jednocześnie blokerem przed promieniami – Brightening Base SPF 50+ marki Purlés. I to był strzał w dziesiątkę. Nadziwić się nie mogłam, że wychodząc codziennie na plażę (przez cały lipiec i sierpień), moja cera wciąż pozostawała bez opalenizny. Cały czas jednakowo blada twarz. Na resztę ciała stosowałam wtedy kosmetyki ochronne marki Collistar. W tym roku będę im ponownie wierna. Są niesamowite. Żadnych poparzeń i zero schodzącej skóry.
I wracając do tematu ochrony przed przebarwieniami. Gdy zauważyłam, że baza Purlés świetnie daje sobie radę z ochroną, zajęłam się zgłębianiem wiedzy na temat przebarwień i czytałam opinie kosmetyków, które radzą sobie z tym problemem. Jednak nic mnie nie przekonało, bo najczęściej sugerowaną propozycją były seria zabiegów eliminujące ten defekt, albo… kosmetyki, które będą kosztowały tyle samo co seria wizyt u dermatologa. Postanowiłam zaryzykować i sama sobie wybrać kosmetyki, które miałyby mi pomóc.
1. Baza Purles Brightening Base SPF 50+ jako ochrona przed kolejnymi przebarwieniami i pogłębianiem obecnych plam.
2. Bielenda Professional Micro-Exfoliating Gel-Tonic (mikro-złuszczający żel-tonik, który pomógł mi w przyzwyczajeniu skóry do mocy kwasów. To bardzo dobry produkt, wg mnie najlepszy z dotychczas stosowanych ( Jadwiga żel oczyszczający 10% AHA, Chantarelle Antybakteryjny oczyszczający lotion z mirrą i saponarią). Jest niedrogi – 59 zł za 200 ml.
3. Janssen Cosmetics i ich rewelacyjny peeling Brightening Exfoliator z kwasem glikolowym i cytrynowym (92 zł/50 ml). Spektakularna moc w działaniu na rozjaśnienie plam pigmentacyjnych. Uwielbiam go. Tak samo jak produkt Bio-Fruit gel Exfoliator, któremu jestem wierna od kilku lat. Czemu do tej pory o tak znakomitych produktach szerzej nie wspomniałam? Chyba z przekory.
4. Kiedy moja skóra dobrze się już przyzwyczaiła do złuszczania, postanowiłam pójść nieco dalej w tym kierunku i przyjrzałam się kwasom AHA 25 % marki Syis (35 zł). Dokupiłam neutralizator (29 zł/100 ml)- bardzo niezbędna rzecz przy domowym stosowaniu. Dobrałam żel łagodzący z aloesem marki Arkana, który jest moim odkryciem roku i jednocześnie must-have forever 🙂 oraz Maseczkę łagodzącą z cynkiem Bielenda Professional.
5. Krem Yonelle z linii Biofusion z witaminą C (229 zł/55 ml) również miał swój ogromny wpływ na rozjaśnienie moich przebarwień.
Runda 1
Moją walkę zaczęłam od wyboru porządnego blokera przed promieniami. Baza Brightening Base SPF 50+ marki Purles wydawała mi się być dobrym wyborem, a z czasem okazało się, że właściwie znakomitym. Ochrona była na najwyższym poziomie, nowych nie przybywało, a stare przebarwienia nie przybierały ciemniejszego koloru. Co ciekawe, bazę Purles nie musiałam stosować na twarz co 2-3 godziny, by utrzymać ochronę przed promieniowaniem, ta sama dawka chroniła 5-6 godzin. Oprócz ochrony świetnie też nawilżała moją cerę.
Od połowy września zabrałam się za zwalczanie przebarwień. Ponieważ moja cera była już przyzwyczajona do stosowania kwasów owocowych, dzięki produktowi Janssen Cosmetics Bio Fruit, nie wahałam się zaryzykować stosowania kwasów AHA w domowym zaciszu o znacznie większym stężeniu. Przejrzałam ofertę wrocławskiej marki Syis i kliknęłam ich Fruit Acid serum 25% AHA oraz neutralizator – niezbędna rzecz do domowego stosowania po każdym użyciu kwasów AHA.
Jednak zanim byłam gotowa na użycie tak mocnego środka, starałam się skórę przyzwyczaić do takiego złuszczania za pomocą Mikro-złuszczającego żelu-toniku marki Bielenda Professional. Genialny produkt. Bije na głowę wszystkie produkty tego typu, jakie miałam okazję do tej pory sprawdzić. Jednak jak każdy taki kosmetyk, lepiej nie stosować go codziennie – 2 lub 3 razy w tygodniu w zupełności wystarczy, i też efekt będzie zauważalny. Złuszcza martwy naskórek nie powodując przy tym nieestetycznego suchego naskórka. Pięknie oczyszcza sebum z porów i nie pogarsza stanu cery.
Moim ulubionym napastnikiem w walce z przebarwieniami był też Peeling z kwasem glikolowym i cytrynowym Brightening Exfoliator marki Janssen Cosmetics. Efekt był piorunujący, bo za każdym razem widziałam jak jaśnieje mi karnacja, przebarwienia oraz zaskórniki. To kolejny świetny produkt tej marki zaraz po Bio Fruit. Stosowałam go raz w tygodniu.
Również w tym czasie swoją ogromną rolę odegrał krem Yonelle z linii Biofusion. On również świetnie współpracował z pozostałymi kosmetykami dbając o codzienną dawkę nawilżenia, spłycenie linii mimicznych, jaśniejszy koloryt oraz uzupełniał lipidy w mojej skórze. To dzięki temu kremowi nie miałam przesuszonej skóry mocno złuszczającymi produktami.
Runda 2
Gdy nadeszła końcówka października, użyłam pierwszy raz kwasów Syis o stężeniu 25%. Kosmetyk ten powinna aplikować tylko osoba wykwalifikowana w tym zawodzie, ale z drugiej strony dziś jest tyle informacji w sieci na temat domowego stosowania kwasów, że po wnikliwym zapoznaniu się z tematem, nie wydaje się to być niczym trudnym. Taki zabieg wykonywałam do trzeci dzień przez 2 tygodnie. Jak to robiłam?
Wieczorem, po szybkim prysznicu na oczyszczoną już cerę nakładałam za pomocą wacika Mikro-złuszczający żel-tonik z Bielendy Professional w celu złuszczenia martwego naskórka. Następnie zmywałam chłodną wodą i zabierałam się za stosowanie serum Acid 25% Syis, które aplikowałam głównie na czoło i w miejsca, gdzie byłī plamy. Na początku pozwalałam na 30 sekund działania tym kwasom, a następnie używałam Neutralizator AHA , żeby zakończyć działanie złuszczania produktem Syis. Od razu wspomnę, że pompka w tym preparacie szwankuje po zużyciu połowy produktu, dlatego lepiej jest wybrać taki, który nie ma tej formy podania i ma zwykły otwór, jak np ten z Bielenda Professional.
Z czasem wydłużałam zabieg złuszczania o kolejne 10 sekund, bacznie obserwując skórę, jak reaguje. Po zakończonym działaniu neutralizatora zmywałam go chłodną wodą i nakładałam albo żel Arkana albo maskę łagodzącą Bielenda. Specjalistyczny żel pozabiegowy marki Arkana, mający ekstrakt z aloesu – koił natychmiastowo. Drugim świetnym produktem okazała się maseczka łagodząca z cynkiem Bielenda Professional. Ma świetny skład – cynk, ekstrakt z aloesu, D-Panthenol, Olej kokosowy.
Makijaż przy złuszczaniu
Jedyny podkład, który świetnie wygląda w momencie złuszczania cery jest ten z Shiseido – Future Solution. To on również ratował mój wygląd po peelingu TCA. Niestety reszta podkładów bardzo nie lubi współpracy z cerą, kiedy się złuszcza. Ten jest jedyny, dla którego nie ma różnicy w jak kiepskim jest stanie cera. Nic innego nie potrafię polecić, choćbym nie wiem jak chciała. Reszta podkładów wariuje i przemieszcza się razem z odchodzącym naskórkiem.
Poniżej zdjęcia przed i po. Zdjęcie po lewej jest z września, to po prawej z grudnia.
Runda 3
Moja walka nie jest jeszcze zakończona. Na razie odstawiam kwasy w tak wysokim stężeniu i moją dalszą walkę z przebarwieniami będą teraz prowadzić produkty Shiseido z linii Bio Performance Glow Revival. Serum, krem do twarzy i krem pod oczy są już gotowe do akcji.