Kremy pod oczy, wg mojej kategorii nie dzielą się na ujędrniające, odżywcze i nawilżające, ale na genialne, dobre i słabe. Kiedy odkryłam fanstastyczny krem pod oczy, któremu towarzyszy za każdym razem element fascynacji jego działaniem, wiem już, że od tego momentu mając świętego grala, każdy inny krem ma bardzo wysoko postawioną poprzeczkę.
Na początek krótko przypomnę, linia Biofusion składa się z 4 pielęgnacyjnych produktów:
- dwa kremy do wyboru (różniące się tym, że jeden z nich ma filtr),
- serum odżywcze,
- krem po oczy.
Pierwszym kosmetykiem, którego używałam z tej linii był krem. Do dziś jestem nim oczarowana i przy każdej sposobności polecam go każdej osobie, która wspomni, że szuka dobrego kremu. Wtedy to zachwalam, jak niezwykłe działanie i właściwości posiada krem Biofusion marki Yonelle. Dla mnie on był na tyle porządny, że nie potrzebował asysty serum. Kiedy mi się skończył, spróbowałam kolejnego kosmetyku z tej linii. I owszem – serum Biofusion jest dobre, ale nie jest tak rewelacyjne jak krem. I dlatego zawsze będę powtarzała i polecała zakup kremu, bo lepiej kupić dwa kremy niż serum i krem.
Trzeci produkt z tej serii – tym razem pod oczy okazał się niestety najsłabszym ogniwem, co nie znaczy, że jest złe, ale wiele mu brakuje do ideału. Być może chwaliłabym go w momencie, gdybym nie znalazła dwóch innych doskonałych kremów pod oczy, które udowodniły, co znaczy mieć moc. Nie będę dziś wspominała nazwy marki, ale opiszę je dokładniej zaraz po majówce.
Wracając do tematu kremu Yonelle.
Moja skóra pod oczami jest w dobrej kondycji, nie doskwierają mi głębsze zmarszczki ani wiotkość. Mam tylko cieniutkie linii, które pod wpływem dobrego kremu stają się kompletnie niewidoczne. Biofusion Repair Eye (179 zł/15 ml) nie działa ani natychmiastowo, ani też po upływie miesiąca stosowania skóra nie zyskuje na poprawie. Nie wygląda ani lepiej, ani gorzej. Działa nawilżająco, ale tylko jeśli skóra pod oczami nie stanowi problemu. Poderzewam, że przy większych oczekiwaniach zyskałby miano zdecydowanie przeciętnego kremu. Mam ogromną nadzieję, że w przyszłości skład znacznie się polepszy i dorówna kremowi do twarzy Biofusion.
Do plusów należy zaliczyć eleganckie opakowanie, schludny design, sprawnie działającą pompkę przez cały okres używania. Nie kolidował z żadnym kosmetykiem do makijażu, nie powodował ściągnięcia skóry, wysuszenia ani żadnego alergicznego stanu. Działał bardzo łagodnie i aż za delikatnie. Gdybym miała go ocenić w skali 1 do 10, dałabym mu 6 punktów. Zabrakło spektakularnego działania, idealnego wygładzenia, wypełnienia linii mimicznych, delikatnego napięcia skóry, jakiejkolwiek poprawy gęstości skóry. Bardzo szybko się też skończył.