Blond jest pięknym kolorem na włosach. Jest też najczęściej proponowany w salonach fryzjerskich, gdy kobieta decyduje się na totalną metamorfozę. Niestety wiąże się to z większymi wydatkami pomijając już sam koszt dekoloryzacji. Pielęgnacja włosów rozjaśnianych, zwłaszcza z bardzo ciemnych na jasny blond to niestety droga inwestycja w wygląd włosa. Nie mam tu na myśli samych odżywek i masek, które muszą być po prostu najlepsze, żeby zagwarantowały świetną kondycję włosów. Szampony zapobiegające żółknięciu to wciąż niekończąca się droga poszukiwań tego idealnego, najlepiej działającego i to na jak dłużej. Mam ogromną nadzieję, że desperacja nie sprowokuje mnie do użycia gencjany, bo śledząc blogi, jest to niekiedy jedyne słuszne rozwiązanie, aczkolwiek nie jest też najprostsze.
Joanna Ultra Color System
Najpierw w drogerii chwyciłam za najtańszy silver – Joannę Ultra Color System. Z 10 minut musiałam ją zawsze trzymać na włosach, żeby zneutralizowała w jakimkolwiek minimalnym stopniu żółte odcienie. Po umyciu przeżyłam koszmar. Włosy o strukturze siana, nijak podatne na układanie, a rozczesywanie to jedno wielkie pasmo bólu oraz mission impossible. Efekt wychłodzenia koloru nie trwał długo. Właściwie, aby utrzymać chłodny odcień musiałabym stosować ten silver codziennie, ale to nie było na moje nerwy. Zaczęłam szukać dalej , ale tym razem buszując po blogach i kierując się opinią kupiłam kolejny szampon. Tym razem w typowo fryzjerkim sklepie online. Wybór padł na szampony marki L’oreal – Silver oraz Shine Blond i zaczęłam po kolei próbować.
L’oreal Professionnel Silver Gloss Protect System
Gdy pierwszy raz go wypróbowałam, byłam pewna, że znalazłam już swój ideał i to tak szybko. Wreszcie miałam na włosach pięknie ochłodzony odcień blondu. Wszelkie żółte tony zniknęły. Niestety stosując ten szampon zawsze musiałam pienić włosy w rękawiczkach, bo bardzo farbował skórę wokół paznokci i nie było łatwo to zmyć za pierwszym razem. Najgorzej było pod paznokciami. To jedyny szampon Silver, który mi przysporzył takich problemów. Poza tym po umyciu włosy wymagały zastosowania bardzo odżywczej maski, bo bardzo wysuszał włosy, przez co później były szorstkie i trudne do rozczesania. Jednak konkretna maska z niskim PH rozwiązywała cały problem i mogę uznać ten produkt za godny polecenia.
L’oreal Shine Blond
Kupiłam go, bo polecała go pewna blogerka, a ja po sprawdzeniu wszystkim odradzam ten szampon! Szampon Shine Blonde ma w składzie bardzo dużo silikonu, przez co po umyciu bardzo dużo włosów zbierałam z wanny. Wypadała ich bardzo spora ilość. Ciężko było go też zmyć, miałam cały czas wrażenie, że nie utrzymuje się na nich jakaś dziwna tłusta warstwa. W opisie producent napisał: Dokładnie spłucz. Ja bym wstawiła na końcu zdania wykrzyknik. Co do właściwości zwalczających żółte refleksy, to nie zauważyłam żadnych. Może ten szampon zda egzamin u naturalnej blondynki, która tak naprawdę niczego nie oczekuje od szamponu i włosy ma tak grube jak panie z reklamy odżywek Gliss Kur – to tak, szampon wtedy zapewnie się sprawdzi.
Matrix So Silver
Kupując ten szampon, byłam pełna nadziei, że tym razem będzie to moje bingo. I owszem, na początku byłam zaskoczona efektem świetnej neutralizacji niechcianych refleksów oraz tym, że nie brudzi skóry wokół paznokci i nie muszę myć włosów w rękawiczkach ochronnych. Na dodatek przepięknie pachnie i nie muszę po umyciu sięgać po tak silnie regeneracyjną maskę, tyko wystarczy mi zwykła odżywka i końcowy efekt mnie bardzo satysfakcjonował. Jednak schody zaczęły się, gdy włosy zaczęły nabierać coraz mocniej widocznych, prawie wręcz pomarańczowych tonów i wtedy Matrix już nie radził sobie z problemem i albo musiałam go znacznie dłużej trzymać na włosach, albo dwukrotnie je myć.
Inebrya No yellon
Już raz wspomniałam o nim na blogu i zdanie nadal podtrzymuję. Szampon, który na początku zaskoczył mnie swoim działaniem, tak po kilku następnych myciach moje włosy przestał reagować na jego właściwości. To znaczy lekko chłodził kolor, ale to nie był oczekiwany efekt.
Shauma Silver Reflex
Znów wróciłam do szukania po blogach i gdzieś u którejś przeczytałam, jak to jedna borykała się z włosami prawie pomarańczowymi od rozjaśniania, i że to właśnie Shauma uratowała jej wygląd włosów od niechcianego odcienia. Dwa razy nie musiałam czytać, żeby poczuć się skuszona recenzją i kupić coś, co i u mnie zda egzamin. I co? Na moje włosy nie podziałał jak chciałam. Największym plusem tego szamponu jest to, że przepięknie pachnie. Potrafi ochłodzić refleksy, ale nie zaraz po pierwszym użyciu. Dopiero jak go użyłam trzeci dzień pod rząd byłam zadowolona. Na pewno jest 100 razy lepszy od Joanny. Nie wysusza tak włosów i jest porównywany do szamponu Matrix So Silver.
No cóż, żaden z powyższych szamponów nie jest ideałem. Aktualnie testuję taki jeden, na razie nie zdradzę jakiej marki, ale jeśli przez najbliższy miesiąc szampon będzie tak samo świetnie dawał radę, to okrzyknę go Świętym Gralem. Póki co, z powyższej listy na uwagę zasłużył szampon Matrix i L’oreal Silver, choć do końca nie jestem pewna, czy faktycznie zasługuje na miano godnego polecenia?