Z natury jestem osobą, która zanim coś kupi, musi to mieć najpierw na liście zakupów. Bywają takie dni, kiedy bardzo dużo rzeczy mi się podoba – aż za dużo! Zwłaszcza kosmetyków. Stanowczo za często buszuję po sklepach internetowych. Kuszą i nęcą mnie nowości, próbuję przechodzić obok nich obojętnie lub układam w głowie strategię działania – opadną emocje, wtedy spojrzę na te kosmetyki jeszcze raz. Jednak nie zawsze się to udaje. Impuls bywa silniejszy.
Czasami mam ochotę po prostu wejść do perfumerii i ze spontanicznym podejściem kupić sobie to, co właśnie wpadło mi w oko. Takie właśnie zakupy, na przestrzeni ostatnich 5 tygodni, udało mi się zaliczyć. Które sklepy odwiedziłam? Zaskoczenia nie będzie – byłam w perfumerii Sephora, Douglas oraz w drogerii Rossmann podczas akcji rabatowej -55%.
Podczas tych zakupów, zwróciłam uwagę na jeszcze jedną rzecz – mianowicie na poziom obsługi. W jednej z perfumerii panowała nienachalna, przyjazna atmosfera z propozycją pomocy. Nie było lustrowania ze strony ochroniarza ani dziwnych spojrzeń ze strony konsultantek. W drugiej z kolei perfumerii, miałam do czynienia z marną obsługą, która zamiast zaproponować mi demakijaż i nałożenie kosmetyku, to doradziła mi bym po prostu następnym razem przyjechała do perfumerii bez makijażu.
Poznajcie szczegóły!
Douglas i jego wciąż fatalna obsługa
Bardzo nie lubię odwiedzać i kupować stacjonarnie w perfumeriach Douglas. Raz, że nie do końca lubię sposób obsługi konsultantek – we Wrocławiu panuje totalny brak kompetencji wraz z wymuszonym sztucznym uśmiechem na ustach pracujących tam pań – po 2 minutach rozmowy bez problemu można zmiażdżyć wiedzą na temat kosmetyków, a zwłaszcza jeśli dotyczy ona perfum przykładową ekspedientkę (Douglas w Parku Handlowym Magnolia), po 5 minutach rozmowy w innej perfumerii jestem pytana, czy przypadkiem nie szukam pracy, bo z miejsca byłabym zatrudniona.
Douglas w Galerii Dominikańskiej
Jednak najdziwniejsza rzecz, jaka mi się przytrafiła w Douglasie w Galerii Dominikańskiej była całkiem niedawno. Widząc moje zainteresowanie wokół nowości marki Guerlain, mianowicie nowego podkładu i bazy dającej efekt blur, ekspedientka zaproponowała, żebym następnym razem przyjechała do perfumerii bez makijażu. Wtedy to ona chętnie nałoży mi podkład, żebym sobie sprawdziła jak się sprawuje na mojej twarzy.
Jak to bez makijażu? To znaczy, że perfumerię Douglas nie stać na płyn micelarny i waciki? A może takie akcesoria perfumeria Douglas uznaje za jakieś dobrodziejstwa i takie rzeczy zarezerwowane są tylko dla Vip klientek, które przychodzą z torebką za min 5 000 zł i złotym zegarkiem za 13 tys. złotych lub jeśli konsultantka ma z tyłu głowy waszą historię zakupów z ostatnich 6 miesięcy na 4 800 zł .
Takie podejście i takich rzeczy uczy swoje pracownice Douglas! Tak więc, jeśli nie macie znajomości lub torebki za kilka tysięcy, a chcecie przetestować podkład za 219 zł i bazę za 199 zł, koniecznie zabierzcie ze sobą waciki i płyn do demakijażu. I jeszcze jedno! Zabierzcie z domu najlepiej swoje pędzle do makijażu. Obsługa Douglas nie dba o czystość swoich narzędzi i myje je dopiero w obecności klientki, zamiast już czyste spryskać tylko płynem do dezynfekcji i przetrzeć chusteczką.
Po moich kilku uwagach dotyczących rzekomego braku możliwości zmycia makijażu, nagle jakimś cudem pojawiła się opcja demakijażu i nawet zostałam zaproszona na krzesło z lustrem. Konsultantka zaczęła najpierw myć pędzle. Nie nałożyła mi żadnego kremu pielęgnacyjnego, tylko od razu po płynie micelarnym, gdzie skóra jest lepka i mogą tworzyć się zacieki i plamy, przystąpiła na nakładania bazy. Tam, gdzie skóra zdążyła wyschnąć, czyli na czole, baza Guerlain zaprezentowała cały swój potencjał i byłam skłonna ją kupić.
Acha, czyli jednak chce coś kupić!
Konsultantka widząc moje podekscytowanie bazą, troszeczkę zmieniła swoje podejście do mnie na bardziej przyjazne i wskakując na „wyższy poziom obsługi”, zaproponowała, że nałoży mi dwa odcienie podkładów Aqua Nude, żebym mogła sama ocenić, który bardziej mi odpowiada. Kolejną świetną propozycją – wychodzącą poza standardowe schematy obsługi – było wskazanie przeze mnie pudru, który bym chciała wykończyć makijaż twarzy. Poprosiłam o meteoryty. Ilość, którą zostałam nimi upudrowana przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Ten niby „nadmiar” całkowicie strzepnęła z pędzla – cały pyłek wylądował na podłodze, po czym omiotła mi twarz, nie pozostawiając żadnego efektu, jakie dają meteoryty.
Gifty w Douglasie
Myślicie, że gifty są przyjemnym dodatkiem do zakupów? Nie w Douglasie stacjonarnym! Aż się przykro robi, jak taka konsultantka wyjmuje z szuflady spod kasy dwie próbki kremu, którego nigdy nie kupicie, nie lubicie i nijak się ma do Waszego typu cery. Zawsze takie gifty kwituję „proszę to sobie schować, nie interesuje mnie ta marka i jej nie używam”.
Niespodzianka na koniec!
To już kolejny raz mi się zdarza w tej perfumerii, że nie dostaje tego odcienia, co wybrałam. Całe szczęście, że zwróciłam na to uwagę jeszcze na schodach w drodze na parking. Komentarz ze strony konsultantki: no cóż, zdarza się… Tak więc pilnujcie! i patrzcie na ręce konsultantkom Douglas, bo inaczej czeka Was pasmo rozczarowań i niesmaku, a czasami mocne poirytowanie, gdy ową pomyłkę zauważycie dopiero w domu.
Dlaczego robiłam zakupy w Douglasie?
No właśnie. Dlaczego? Jest tylko jeden powód. Ciekawe, która z Was się już domyśliła. Tym jedynym powodem, dla którego robię zakupy stacjonarnie jest wygenerowany bon rabatowy 40 zł, który ma tylko 3-miesięczną ważność na wykorzystanie go. Na moim koncie były do wykorzystania dwa takie bony. Bałam się, że znów mi przepadną jak kiedyś i tylko dlatego moje nogi przekroczyły progi tak nielubianej perfumerii.
Sephora online
Nie wiem sama, gdzie bardziej kocham robić zakupy? Na sephora.pl, czy stacjonarnie w Borku, Galerii Dominikańskiej, Renomie lub w Magnolii? Właściwe obojętnie, do której trafię, zawsze spotykam się z tym samym poziomem zainteresowania i chęcią pomocy przy jednoczesnym poczuciu swobody. I nie dlatego, że owe konsultantki mnie znają, bo nie znają. Odnoszę wrażenie, że na przestrzeni kilku miesięcy cały personel ulega wymianie w 60% i zazwyczaj trafiam na nowe osoby, które podobnie co te, które mnie kojarzą, chcą pomóc coś odnaleźć.
Jednak porównując moją częstotliwość zakupów stacjonarnych do internetowych, to zdecydowanie wygrywa ta druga opcja. Sama nie wiem, czym jest to głównie podyktowane. Wygodą? Oszczędnością czasu? Może sidłami, że są fajne prezenty do zakupów? Bywa to różnie, jednak patrząc na moje ostatnie zakupy, podkład Estee Lauder Double Wear Water Fresh Make up oraz płynną szminkę Smashbox kupiłam wraz z Sephora Box. Zestaw kosmetyków do pielęgnacji Estee Lauder również kupiłam z zestawem miniatur EL.
Sephora stacjonarnie
Standardowo obsługa jest wszędzie identyczna. Zawsze odczuwam niewymuszoną chęć bez malowanego, sztucznego uśmiechu w odnalezieniu tego, co szukam. Po prostu konsultantki w perfumeriach Sephora są jak dziewczyny z sąsiedztwa, nienachalne, pomocne i ewidentnie lubią gadać o kosmetykach godzinami ze swoimi klientkami.
W ciagu minuty, od rozpoczęcia rozmowy ze mną, jestem zapraszana na wysokie krzesło w celu nałożenia i sprawdzenia jak dany podkład będzie wyglądał na mojej cerze lub dana pomadka na ustach. Pędzle, po które sięga konsultantka zawsze są czyste i jedyną rzeczą, którą robi przy mnie jest dezynfekcja i osuszenie pędzelka, którym nałoży mi kosmetyk. Oczywiście demakijaż i nałożenie odpowiedniej dla typu cery pielęgnacji jest w Sephora standardem.
Co ostatnio kupiłam?
Skusiłam się na 5 produktów: nowy podkład w sztyfcie, o którym mówił wizażysta marki Smashbox na ostatnich Sephora Trend Report, mocno kryjący korektor pod oczy Kat von D, metaliczny cień Dior w odcieniu #khaki, leciutki fluid Sephora oraz dużo wcześniej kupiona baza kamuflująca pory Smashbox. Na pewno o tych rzeczach napiszę coś więcej.
Gifty
To najprzyjemniejszy element kończący zakupy w perfumerii Sephora. Zawsze jakaś miniatura, zawsze coś, co ma duże szanse na to, że po skończeniu próbki dany produkt kupię. I zawsze jest to garść próbeczek, i to samych nowości. Kto nie lubi takich rzeczy!
Brawo Sephora!
Rossmann
Uwielbiam tę drogerię! I choć rzadko kupuję tam kosmetyki do makijażu, to zakupy robię w nim przynajmniej 6-8 razy w miesiącu. Tym razem, do akcji rabatowej -55% na kosmetyki do makijażu przyciągnęła mnie marka Deborah Milano, która pojawiła się w wybranych drogeriach sieci Rossmann. Uzupełniłam brakujące kolory ulubionych matowych pomadek Fluid Velvet o kolejne 3 odcienie. Dobrałam również jasną, koralową pomadkę w złotym opakowaniu oraz czerwień z najnowszej kolekcji Atomic Red Mat #19.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wrzuciła do koszyka dwa okazyjne pudry brązującej – jeden sypki marki L’oreal, drugi wypiekany z Max Factor. Oba odcienie bardzo mi się podobają i pięknie opalają moją zbyt jasną cerę.
Obsługa
W Rossmannie podoba mi się opcja samodzielnego kasowania swoich produktów. Oszczędza to znacznie czas. Bez zarzutu działa obsługa, za każdym razem zaskakuje mnie uprzejmość i chęć pomocy w odnalezieniu pasującego odcienia, gdy oglądam jakiś nowy podkład, który trafił na drogeryjną półkę.
***
Reasumując. Kiedyś, dobre kilka lat temu, Douglas słynął i sam się tym zachwalał, że Sephora może dawać lepsze rabaty, ale najlepszą obsługę oferuje tylko i wyłącznie Douglas. Jak widać, dużo w tej dziedzinie się zmieniło. Może zamiast przyjmować ludzi dających się mocno podporządkować, warto by było skorzystać ze standardów Sephory, dać możliwość bycia sobą oraz więcej luzu pracownikom, aby mogli być bardziej mili dla swoich klientów. Myślę, że jest to prostsza droga do zdobycia klienta. Jak to powiedział kiedyś Richard Branson „Jeśli zadbasz o pracowników, oni zatroszczą się o klientów”. Sephora, jak zauważyłam już o tym wie.