Prędzej, czy później każda z nas zaczyna dostrzegać – nie tylko po dacie w kalendarzu, ale i na wybranych partiach twarzy – pierwsze symptomy upływającego czasu. To nieuniknione i wiem, jak trudno jest się z tym pogodzić. Choć w moim przypadku, skóra wokół oczu nadal wygląda dobrze, to jednak w jedynym miejscu na twarzy, mianowicie wokół ust i nad nimi, tworzą się coraz widoczniejsze linie, które świadczą o starzejącej się skórze. Biorąc to pod uwagę, doszłam do wniosku, że zaczął się dla mnie czas, w którym powinnam dodatkowo zabezpieczać skórę, dając jej moc składników, które łatwo wykorzysta, aby jak najskuteczniej opóźnić jej proces starzenia.
Zanim na dobre przejdę do bardzo mocnych kosmetyków przeciwstarzeniowych, swoją przygodę z produktami liftingującymi rozpoczęłam z marką Origins i ich produktem – Powerful Liftng Concentrate. Dlaczego właśnie Origins? O to dlaczego! Misją w Origins jest tworzenie wysokowydajnych, naturalnych produktów do pielęgnacji skóry bazujących na naturalnych składnikach, o właściwościach potwierdzonych naukowo. Origins wykorzystuje rośliny o silnych właściwościach, organiczne składniki oraz w 100% naturalne olejki eteryczne.
Długoletnie zaangażowanie marki w ochronę planety, jej zasobów i wszystkich jej mieszkańców jest potwierdzone przez przyjazne dla Ziemi i zwierząt praktyki, opakowania i procedury. Założona w Stanach Zjednoczonych w 1990 roku, firma Origins rozpoczęła międzynarodową działalność w 1991 roku. Jej produkty są obecnie sprzedawane w Australii, Austrii, Kanadzie, Chinach, Danii, Niemczech, Holandii, Hongkongu, Irlandii, Japonii, Korei, Malezji, Nowej Zelandii, Norwegii, Singapurze, Hiszpanii, Szwecji, Tajwanie, Tajlandii i Wielkiej Brytanii.
Wraz z procesem starzenia się, skóra zaczyna tracić swoją jędrność i elastyczność. Marka Origins doskonale zdaje sobie z tego sprawę i dlatego stworzony został jedwabisty koncentrat liftingujący – Powerful Liftng Concentrate.
Czy warto było po niego sięgnąć?
Pierwsze wrażenie
Najpierw zaczęłam go stosować zaraz na początku wiosny i nie była to miłość od pierwszego użycia. Konsystencja kosmetyku wydawała mi się zbyt lepka, a efekt lekkiego liftingu był po prostu niezauważalny. Poza tym, to był czas, w którym jednak wolałam sięgnąć po lżejszą formułę, bardziej wodnistą, ale równie konkretną jak Plantscription. Odstawiłam kosmetyk po trzech tygodniach stosowania (czas na zużycie od momentu otwarcia – to 24 miesiące). Zaczęłam się zastanawiać, czy już mu wystawić opinię, czy zaczekać na moment, kiedy to moja skóra wraz z chwilą nadejścia sezonu grzewczego równolegle zażąda mocniejszych kosmetyków. Wstrzymałam się z opinią i to była słuszna decyzja, bo znalazłam dla niego nowe zastosowanie i to był strzał w dziesiątkę.
Z racji tego, że formuła kosmetyku na mojej mieszanej cerze nie do końca się sprawdziła, musiałam rozpocząć małe eksperymentowanie. Po nałożeniu Plantscription, czas wchłonięcia przez skórę kosmetyku trwał znacznie dłużej niż bym chciała, dlatego późną jesienią, kiedy wróciłam do niego, zaczęłam je testować jako pierwszy krok pod makijaż. To nie był dobry pomysł. Uczucie lepkości nadal mi nie odpowiadało, ale za to jako pielęgnacja nocna zaczął sprawdzać się idealnie. To dzięki temu, na dzień mogłam stosować bardzo lekkie kremy, które sprawdzają mi się wiosną i latem. Tak, to był zastrzyk witalności dla mojej skóry. Jak w takim razie prezentuje się skład? Zobaczmy.
Skład produktu
Plantscription™ Powerful Liftng Concentrate wykorzystuje rośliny o właściwościach odmładzających, które zapewniają kompleksowe podejście do liftingu, przynosząc natychmiastowe i długotrwałe efekty:
• Anogeissus, roślina pochodząca z Ghany, o silnych właściwościach odmładzających – wspiera działanie naturalnie występujących w skórze fibrylin, które odpowiadają za młodzieńczą sprężystość
• Balsamowiec, ekstrakt z pochodzącego z Indii drzewa – pomaga zachować elastyczność i jędrność, uzupełniając utraconą objętość i kontur twarzy
• Guma arabska, odkryta na afrykańskiej sawannie – zapewnia natychmiastowe uczucie liftingu
• Czerwona mikroalga – tworzy delikatnie naprężającą skórę powłokę, której efekty są natychmiast widoczne i odczuwalne
• Wyciąg z karczocha, wykorzystywany w medycynie już w starożytnej Grecji – przywraca wyraźny kontur twarzy
• Połączenie olejków z róży, mandarynki oraz anyżu
Konsystencja
Płynna i delikatnie gęsta. Dobrze się wchłania, lecz przez chwilę pozostawia na twarzy uczucie lepkości, które dopiero po dwóch minutach zanika. Wchłanialność zależy od poziomu nawilżenia skóry, im jest ono mniejsze, tym szybciej skóra wsiąka kosmetyk. Zapach delikatnie ziołowy, przyjemny w odbiorze.
Działanie
Oceniam ten produkt jako kosmetyk do pielęgnacji stosowanej na noc i to doraźnie, ponieważ składniki, które tam występują są w dość mocnym natężeniu i nie zawsze moja skóra nadąża z ich wykorzystaniem. Z racji tego, że używam go na noc zaczęłam mniejszą uwagę skupiać na tym, czy wchłanianie i lepkość mi przeszkadza, czy też nie. Liczy się dla mnie ten efekt, który widzę po przebudzeniu. Skóra jest odprężona, wygładzona i solidnie nawilżona. Drobne linie mimiczne ulegają rozprostowaniu, a efekt delikatnego liftingu wygląda tak, jak sobie tego życzę – bez uczucia napiętej skóry i lepkości.
Podsumowanie
Osoby posiadające cerę suchą i bardzo suchą, a także odwodnioną z całym przekonaniem mogę polecić ten produkt jako fantastyczną pielęgnację do stosowania na dzień oraz jako doraźny zastrzyk energii dla skóry twarzy. Z uwagi na to, że cery mieszane mogą różnie zareagować na konsystencję jak i skład, to zdecydowanie polecam zwrócić uwagę na krem z tej samej gamy. Działanie jak i formuła kremu Plantscription jest po prostu rewelacyjna. Więcej szczegółów na jego temat zamieściłam tutaj – klik.
Kosmetyki marki Origins dostępne w sieci perfumerii Sephora oraz na sephora.pl