Na jajko z Sephory trafiłam, dzięki promocji SephoraBox. Do dowolnego zakupu powyżej 200 zł i wpisaniu kodu, perfumeria dołączała gratis różowe pudełko z 10 miniaturami różnych marek (plus jakieś kokardki na ręce).Niestety ich ilość jest zawsze limitowana i do zamówienia można wybrać tylko 1 pudełko. Nie jest może to pudełko mega atrakcyjne, ale jak ktoś lubi testy i poznawać nowości, to oferta jest nawet nawet.
I w tym pudełku kryło się czerwone jajeczko – Kiss Me Balm w odcieniu Candy Apple. Szczerze przyznam, że widząc te kolorowe jajka w perfumerii, w żaden sposób nie korciło mnie, żeby je kupić. Owszem, ciekawy design to one mają, potrafią zwrócić na siebie uwagę. Jako gadżet super sprawa, ale czy kosmetyk jest wart zakupu?
Jego konsystencja jest bajeczna, ultra-leciutkie masełko aż się prosi do cmokania. Lżejsze jest nawet od pomadki Shiseido – Veiled Rouge. Usta nie są oblepione, a soczyście nawilżone, fajnie pachnie, cudownie smakuje, ale gdzie są jego walory nawilżające..? Zaraz po aplikacji czujemy efekty pielęgnacyjne, działa od razu na wysuszone miejsca na ustach, ale dlaczego ten efekt tak krótko trwa? Za pół godziny usta znów się proszą o kolejną porcję nawilżenia. Kolorek też szybko znika. OK. z moich ust prawie (tak, tak są wyjątki) wszystko w ekspresowym tempie znika, i bardzo szkoda, bo kolor mi się bardzo podoba. To taka bezpieczna czerwień. Nie razi po oczach, a robi śmiały efekt 🙂 Z pomalowaniem ust nie mam żadnych problemów, co prawda nie da rady pokryć idealnie ust, można lekko wyjechać poza kontur, lub można aplikować tak jak ja, czyli wycałować jajko 3 razy, i gotowe. I to tyle, co można o tym jajeczku powiedzieć 🙂