Od pewnego czasu kilka nowych marek zagościło na Sephora.pl. Na początku pojawił się Origins, zaraz po niej kolejna – ciekawie brzmiąca nazwa -417 oraz Peter Thomas Roth. Długo się zastanawiałam, co najpierw wypróbować z nowości. Każda z tych firm interesująco prezentuje podejście do swoich kosmetyków, w których wiedza opiera się na ziołach, unikalnych ekstraktach roślinnych i minerałach.
Pierwszym kosmetykiem, który postanowiłam kliknąć był tonik marki Origins. Przyznam, że dawno nie używałam toniku do twarzy, bardziej skupiałam swoją uwagę na płynach micelarnych, olejkach do demakijażu, produktach dwufazowych i spirytusie salicylowym. Jakbym zapomniała, że mam cerę mieszaną i powinnam używać częściej kosmetyków dedykowanych mojemu typowi skóry.
Co do toniku Origins United State Balancing Tonic przejdę od razu do konkretnych wniosków. Wszystko, co można oczekiwać po dobrym toniku do twarzy, ten je spełnia. Nie szczypie twarzy ani nie daje uczucia ściągnięcia choć zawiera alkohol (alcohol denat). Ekstrakt z kwiatu lawendy jest już na drugim miejscu w składzie. Potem mamy ekstrakt z kwiatu rumianka, a potem dopiero alkohol i glikol butylenowy, żeby ułatwić przenikanie wartościowych substancji do naskórka.
Ogromny plus za:
- pięknie wygładza,
- niesamowicie obkurcza strukturę rozszerzonych porów – zwłaszcza na czole,
- delikatnie rozjaśnia koloryt,
- bardzo ładnie oczyszcza skórę przy wieczornym demakijażu,
- nie powoduje wysuszania,
- nie przyspiesza pracy gruczołów łojowych,
- po zastosowaniu cera wygląda świeżo,
- delikatnie, ale skutecznie matuje,
- przyspiesza gojenie złuszczającej się skóry,
- nie drażni mojej cery naczynkowej,
- nadaje się pod makijaż.
Odnośnie zapachu toniku to spostrzeżenia mogą być różne. Mnie do gustu przypadł bardzo ponieważ lubię takie ziołowo-roślinne aromaty. I jest jeszcze jedna mała drobnostka, na którą należy zwrócić uwagę, mianowicie butelka zawiera większy niż się spodziewałam otwór. Może to spowodować, że się go wyleje za dużo na wacik lub po prostu rozleje na podłogę podczas odkręcania. Cena jak najbardziej adekwatna do jakości – 89 zł za 150 ml.
Przyznam szczerze, że jeśli cała marka szczyci się tak dobrymi produktami jak ten tonik, to już mam ochotę spróbować kolejnych kosmetyków. Może którąś maseczkę? A może serum? Wybór jest naprawdę ogromny i konkretny. Sama nie wiem jeszcze na co się zdecydować.
I dodam jeszcze najważniejszą informację, że produkty firmy Origins nie zawierają: parabenów, ftalanów (!), glikolu propylenowego, oleju mineralnego, PABA, wazeliny, parafiny, DEA, składników pochodzenia zwierzęcego ( z wyjątkiem miodu i wosku pszczelego, których pozyskiwanie nie jest związane z okrucieństwem wobec zwierząt). Tak więc zielone światło dla tych, co czytają etykiety.