Uwielbiam czerń jako kolor na ubraniach i dodatkach! Lubię ją nosić na sobie jak i malować oczy w tym odcieniu. Jakoś nigdy nie przekonał mnie smoky eyes w innych kolorach niż czerń i brąz. I widzę, że nareszcie nastał czas, gdy ten kolor znów powraca jako królowa sezonu. Miałam to przeczucie i już na początku wakacji rozglądałam się za idealnym czarnym cieniem. I choć mam ten kolor w niejednej paletce cieni, to brakowało mi go w dwóch przypadkach – jako pojedynczy cień będący hybrydą, czyli nadający efekt gładkości, mieniącej się czerni i mocnej pigmentacji oraz czerni znajdującej się w małej paletce cieni, którą mogłabym zabrać w każdą podróż i nie tylko.
I wszystko to znalazłam u marki CHANEL. Ale początki poszukiwań nie były łatwe. Paletka z 4 cieniami na szczęście była i jest dostępna w sprzedaży regularnej. Dylemat jedynie miałam, na którą kombinację kolorystyczną się zdecydować pomiędzy dwoma. Drugi okaz – z trudem udało się kupić. Długie poszukiwania w internecie zakończyły się sukcesem pomimo tego, że jest to produkt z edycji limitowanej i to z poprzedniego roku. Całe szczęście, że jedna z perfumerii Sephora miała jeszcze tester w szufladzie i mogłam na żywo przed zakupem przekonać się, że to, co właśnie szukam nazywa się Ombre Premiere Longwear Powder Eye Shadow Collection Libre #Noir Lame.
Z kolei paletka cieni do powiek Chanel, która bardzo mi się spodobała to Splendeur et Audace. Na pierwszy rzut oka – 4 kolory, ale dzięki czerni można stworzyć makijaż aż w 7 kombinacjach kolorystycznych, łącząc czerń z drugim kolorem.
Trzecim produktem, który również wpadł mi w oko, to Omre Premiere Gloss, nietypowy cień będący błyszczykiem do powiek. Chanel zaproponowała jak na razie dwa odcienie, w srebrze i złocie. Mnie spodobał się #Lunaire, czyli srebro. Mam nadzieję, że w przyszłości oferta kolorów znacznie się powiększy, bo nie pasuje mi tu pojęcie limitowanej edycji. Nie w tym przypadku.
#Splendeur et Audace
Długo rozważałam decyzję, czy wybrać czerń z paletki Splendeur et Audace, czy tę z Mystere et Intensite. Ostatecznie wiadomo, która paletka cieni znalazła się w moim zasięgu. Ten turkus i ta zieleń – to one wygrały. Oba te kolory pięknie podkreślają piwny kolor oczu, a razem z czernią tworzą przepiękny efekt końcowy. Poza tym róż i bordo już tak nie przemawiają do mnie jak kiedyś.
A jak sprawują się cienie z tej paletki Chanel? Są piękne i aplikacja nimi to czysta przyjemność. Czerń ma bardzo małe predyspozycje do osypywania. Wystarczy, że zwilżę pędzelek, a całkowicie eliminuję ten problem. Paletka jest bardzo poręczna i jak już zdążyłam się przekonać, przy jej użyciu można stworzyć znacznie więcej propozycji makijażu niż na pierwszy rzut oka się wydaje. To praktycznie paletka 7 cieni. Ma kolorki, które super pasują latem, jesienią, a także wiosną. Zimą z kolei prym będzie wiodła czerń z turkusem. Trwałość – bez bazy do 7 godzin. Potem odcienie nieco bledną. Użycie poprzednio bazy pod cienie potęguje trwałość cieni i wszystko ładnie się utrzymuje do samego demakijażu.